Jej, chyba nawet jestem z siebie troszkę dumna... Brzmi mniej nieskromnie ze słowem "troszkę" ;-)
Igła i nitka mi nie obca, ale maszyna do szycia owszem.. dziwaczne a jednak możliwe. Do wczoraj!
Otóż, tak wiele obejrzałam Waszych blogów krawiecko-robótkowo-tildowych, że się zakochałam! Autentycznie! Te szmaciane cudeńka, które wychodzą spod tylu igieł krawieckich zachwycają mnie!
Postanowiłam, że spróbuję!! Ponoć wystarczy CHCIEĆ...
Przedstawiam moje pierwsze owoce... choć nie bardzo to pasuje do efektów mojego zacięcia krawieckiego!
Pierwszą lekcję pt. jak obsłużyć maszynową igłę- dostałam (dziękuję!).
Kotki dla moich rozrabiaków poszły jako pierwsze na tapetę.
Znalazłam wykrój, pocięłam moją niegdyś ulubioną spódnicę, uszyłam, wypchałam i SĄ!
BURASEK I SZARASKA to ich imiona.
Spieszę pokazać tę parkę, jeszcze w fazie "wykańczania".
Mam nadzieję, że mój zapał nie okaże się słomiany... już obmyślam kolejne realizacje- wiosenno-świąteczne... może się uda.
Pozdrawiam ciepło!
śliczne kociaki :)
OdpowiedzUsuńfajne kociaki:)
OdpowiedzUsuńświetne kociaki! ja to jest debiut krawiecki to bardzo udany :D
OdpowiedzUsuńFantastyczne:-D prawdziwe figlusie oczka i minki:-)bravo
OdpowiedzUsuń